Life (Un)planned – Hospital Tears and a Healing Swim
Today was supposed to be different.
The plan was simple:
– 7:00 a.m. – check into the hospital
– a few hours later – scheduled surgery
– then rest and recovery, one step closer to better health
Well… that plan collapsed faster than I could take off my socks in the hospital room.
I got admitted in the morning and discharged just a few hours later. No surgery.
Why?
Because no one had told me in advance that the operation must take place in a specific phase of the menstrual cycle. And me? I was nine days before my period. Too soon. And while biology was to blame, my frustration was directed at the whole universe.
I cried. Honestly. I cried like a child.
Because I had it all planned out.
Because I had prepared.
Because I had waited.
Because it felt unfair.
And maybe that’s exactly why… it was so deeply human.
But you know what? After that wave of emotions, after my hormones raged like a toddler on sugar, calmness came. A moment when I realized… maybe this is actually a good thing?
New surgery date – end of October.
Which means… I’ll return to work after my vacation! I now have three weeks to:
– truly rest
– move more and take care of myself
– lose a few kilos (well… we’ll see 😉)
– step calmly into my new role at work – as a second teacher
And the girls on my team will get a little breather before I go on medical leave again. I’m not thrilled about being out during peak preschool season, but hey – it’s out of my hands.
So today, as part of my self-care, I’m grabbing my swimsuit and heading to the pool.
I want to swim out all the emotions, clear my head, and find my balance again.
One kilometer swum equals one kilogram of sorrow less. That’s the rule, right?
And I’m not stopping there – I’ve lined up a few feel-good things:
– Friday: appointment at the beauty salon (finally earned it!)
– Saturday: a workshop with my personal trainer – core training and lower body (a.k.a. pain with purpose 😂)
– Wednesday: my hubby’s taking me on a kayaking trip (probably hoping I’ll be too tired to talk afterwards 😉)
Bonus moment? We hosted a backyard girls-only camping night!
My daughter’s friends slept in a tent in the garden – giggles, snacks, and pure joy. The fridge begged for mercy, and the laughter echoed till late. They’re already planning their next visit in August – this time, with a double sleepover!
Because honestly… life is too short to focus on what didn’t work out.
Not everything goes according to plan – and thank goodness for that.
Sometimes a canceled surgery gives you more space than a scheduled one.
Sometimes tears are needed for the smile to return.
Sometimes… you just need to keep swimming – literally and metaphorically.
Hang in there, Ladies. And don’t forget – even when life throws a wave at you, you’ve got the strength to surf it. 🌊
Życie (nie)zgodne z planem – szpital, łzy i… basen!
Dziś miał być inny dzień.
Plan był prosty:
– godzina 7:00 – zgłoszenie się do szpitala
– kilka godzin później – planowana operacja
– potem rekonwalescencja i krok dalej ku lepszemu zdrowiu
No cóż. Plan legł w gruzach szybciej, niż zdążyłam zdjąć skarpetki w szpitalnej sali.
Zostałam przyjęta rano, a po kilku godzinach – wypisana. Bez operacji.
Dlaczego?
Bo nikt wcześniej nie uprzedził mnie, że operacja może się odbyć tylko w konkretnej fazie cyklu. A ja? Ja byłam dziewięć dni przed okresem. Zbyt mało. I chociaż winna była biologia, to frustracja skierowała się na cały wszechświat.
Płakałam. Serio. Płakałam jak dziecko.
Bo przecież wszystko zaplanowałam.
Bo się przygotowałam.
Bo tyle czekałam.
Bo to wszystko takie niesprawiedliwe.
I może właśnie dlatego – tak bardzo ludzkie.
Ale wiecie co? Po tej fali emocji, po hormonach szalejących niczym Tadzio po cukierkach, przyszedł spokój. Przyszedł moment, w którym zrozumiałam, że... może to właśnie dobry znak?
Nowy termin operacji – koniec października.
Czyli… wracam do pracy po urlopie! Mam trzy tygodnie, by:
– wypocząć naprawdę
– poruszać się, zadbać o siebie
– zrzucić choć trochę kilogramów (z naciskiem na „choć trochę” 😉)
– wejść spokojnie w nową rolę w pracy – jako drugi wychowawca
A dziewczyny z mojej grupy będą miały chwilę oddechu, zanim znowu wpadnę w wir L4. Nie cieszy mnie to, że wypadnę w środku sezonu przedszkolnego, ale... nie wszystko jest w naszej mocy.
Za to dzisiaj, w ramach self-care, pakuję kostium kąpielowy i lecę na basen.
Chcę wypływać te wszystkie emocje, oczyścić głowę i wrócić do równowagi.
Kilometr przepłynięty to jak kilogram żalu mniej.
A żeby nie było – zadbałam też o duszę i ciało:
– Piątek: wizyta u kosmetyczki (w końcu zasłużona!)
– Sobota: warsztaty z moim trenerem personalnym – trening core i dolne partie (czyli: cierp ciało, jeśliś chciało)
– Środa: mężulek zabiera mnie na spływ kajakowy (pewnie liczy, że po wiosłowaniu nie będę miała już siły mówić 😉)
A w bonusie – w naszym ogrodzie odbył się babski biwak!
Koleżanki mojej córki nocowały w namiocie, śmiechu było po kokardki, a lodówka wołała o litość. Dziewczyny nadal się bawią i już zapowiedziały kolejną wizytę w sierpniu – tym razem z podwójną nocowanką!
Bo wiecie... życie jest zbyt krótkie, by skupiać się na tym, co nie wyszło.
Nie wszystko dzieje się zgodnie z planem – i chwała za to.
Czasem odwołana operacja daje ci więcej przestrzeni, niż zaplanowana.
Czasem łzy są potrzebne, by pojawił się uśmiech.
Czasem... warto po prostu płynąć dalej. Dosłownie i w przenośni.
Trzymajcie się, moje drogie Ladies. I nie zapominajcie, że nawet jeśli życie serwuje Wam falę, to Wy macie siłę, żeby na niej surfować. 🌊