Today I racked up 21,181 steps, though honestly, I didn’t even think about it while it was happening.
I was up and moving around the garden plot since morning, and there was always something that needed doing. I had to add some landscape fabric near the pool so the kids wouldn’t track grass into the water – sounds like a small thing, but anyone who’s ever had a pool and kids knows it’s a better investment than any chemical treatment. The whole day just slipped by without much of a break – always something: a rake, a garden hose, or the lawn mower calling for attention.
At some point during the day, my wife and I went for a walk around Brochów, just to stretch our legs a bit and escape the garden rhythm. On the way, we stopped by our favorite local bakery near Majątkowy Park and picked up some cake for the kids – a small gesture, but one that brings a lot of joy. I like that place; it has something nostalgic about it, it smells like memories and good coffee. When we got back, we spent some time playing with the kids, kicked the ball around a bit, goofed off for a while, and then it was back to work – this time mowing the lawn, because if not today, next week it’ll be a jungle.
In the evening, after we returned home, my wife and I went to vote in the presidential elections, and while we were at it, grabbed a few groceries from the local shop. It was a pretty regular day, I guess, but full of movement, tasks, and those little things that make me feel like the day wasn’t wasted. Maybe I’m a bit tired now, but it’s the kind of tired I actually enjoy – the kind that tells me I made the most of the day.
Dziś nabiłem 21 181 kroków, chociaż szczerze mówiąc, nawet się nad tym nie zastanawiałem.
Od rana kręciłem się po działce i w zasadzie ciągle było coś do zrobienia. Trzeba było dołożyć agrowłókninę przy basenie, żeby dzieciaki nie nanosiły trawy do wody – niby drobnostka, ale kto zna dzieci i basen, ten wie, że to inwestycja lepsza niż każda chemia basenowa. Przez cały dzień jakoś nie było chwili, żeby usiąść na dłużej – ciągle coś, a to grabie, a to wąż ogrodowy, a to kosiarka wzywała.
W ciągu dnia wybraliśmy się z żoną na spacer po Brochowie, żeby trochę rozprostować nogi i wyrwać się choć na chwilę z działkowego rytmu. Po drodze zajrzeliśmy do naszej ulubionej cukierni przy Parku Majątkowym i kupiliśmy dzieciom ciasto – mały gest, a ile radości. Lubię to miejsce, bo ma w sobie coś z dawnych czasów, pachnie wspomnieniami i dobrą kawą. Po powrocie jeszcze chwila zabawy z dzieciakami, trochę piłki, trochę wygłupów, a potem znów trzeba było ogarnąć teren – tym razem padło na koszenie trawy, bo jak nie dziś, to za tydzień będzie dżungla.
Wieczorem, już po powrocie do domu, zrobiliśmy jeszcze rundkę do lokalu wyborczego – oddaliśmy głosy w wyborach prezydenckich, a przy okazji zrobiliśmy drobne zakupy w pobliskim sklepie. Taki dzień niby zwyczajny, ale pełen ruchu, działania i tych drobnych rzeczy, które sprawiają, że czuję, że to był dobrze wykorzystany czas. Może i jestem zmęczony, ale to jedno z tych zmęczeń, które się lubi – po prostu czuć, że dzień nie przeciekł przez palce.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io